Relacja z wyjazdu do Budapesztu i Szentendre

O wyjeździe pociągiem do Budapesztu słyszałem dużo i różne były o nim opinie. Skoro pociąg jest bezpośredni to dlaczego nie pojechać? Należy przybliżyć Czytelnikom drogę przez mękę do zdobycia biletów. 2 miesiące przed zadowolony udałem się na dworzec PKP w Białej Podlaskiej aby dokonać zakupu biletów. Ku mojemu zdziwieniu nie można ich było nabyć. Pani w okienku lekko zaskoczonym wzrokiem zza okularów zerknęła i powiedziała "Nie da się. Kasa takich biletów nie sprzedaje". Nie prowadzi sprzedaży w komunikacji międzynarodowej. Zostałem odesłany do Terespola lub Warszawy. Trudno skoro tak. Zadzwoniłem do kolegi do Terespola aby dowiedzieć się o cenę biletu. Kolega powędrował na dworzec i cena zwaliła z nóg. Okazało się ze 450 zł za osobę w jedną stronę kosztuje bilet normalny. Zgroza. Wiedziałem, że są bilety promocyjne i tańsze nawet po kilka ludzie kupowali po 30 Euro. Fakt, że ten pociąg to prowadzą koleje czeskie tzw. Czeskie Drahy. Grupowe liczone są od kwoty głównej, a nie promocyjnej. Cóż czas leciał ludzie, zapisywali się a biletów nie miałem. Skontaktowałem się ze znajomy konduktorem. Podpowiedział wszystko co i jak aby temat drążyć w Terespolu. 

Pojechałem sam na stację do Terespola z nadzieją na to, że wrócę z biletami. Okazało się, że COVID19, nie da się, nie ma, nie będzie, nie można. Pani w kasie nawet nie sprawdziła w swoim komputerku. Wróciłem z niczym. Podzwoniłem ponownie i dostałem namiar do właściwej osoby, Okazało się, że tylko ona potrafi sprzedawać bilety z kilku osób z kasy międzynarodowej. Ponowna wycieczka do Terespola. Pani która była z uśmiechem oznajmiła mi że bilety mogę kupić abym miał tylko odpowiednią ilość banknotów ponieważ promocyjnych jest bardzo mało. Ciach siak pach cyk klik klik potrwało to trochę czasu ale efekt był taki, że 20 biletów do Budapesztu na 4 sierpnia wpadło w moje łapy. Elegancka obsługa płatność kartą i w jedną stronę miałem przejazd. Fakt za 30 Euro już nie było ale i tak cena była do przyjęcia zważywszy, że wsiadamy w Białej Podlaskiej i po 12 godzinach 40 minutach będziemy w Budapeszcie. Był jeden haczyk tych biletów nie można zwrócić. Jak ktoś nie pojedzie to przepadają. Trudno liczę, że nikt się nie wycofa co jest mało realne. Zawsze ktoś nie może jechać a ktoś chce na ostatnią chwilę. Był to 12 lipca późno bardzo późno bo mniej niż 30 dni przed wyjazdem. Fakturę otrzymałem na email. Przy okazji ugadałem się na termin aby wyrwać bilety do Pragi na sierpień. Kupiłem je u tej Pani bez problemu trochę w promocji a trochę mniej ale były.

Dobra ale jak wrócić. Jeździłem do tej Pani korespondowałem i ostatecznie nie kupiłem w kasie. Bilety były poblokowane. Polska strona już nie sprzedawała. Ręce załamywałem. Co robić? Zadzwoniłem do przewodniczki na Węgry. Ona nie mogła tam dogadać się a więc pojechała na dworzec. Dowiedziała się, że biletów promocyjnych nie ma już a był to 20 lipca. Owszem są normalne po jedyne 89 Euro a grupowych tez nie ma. To niezłe jaja. Ostrzegano, też, że mogą być utrudnienia ale jakie nikt nie wiedział. W Internecie wyczytałem, że tor zalało i wał gdzieś przed Budapesztem osunął się. Pociągi do Polski mają opóźnienia po kilka godzin. To będzie się działo.

Ale główka pracuje i po radzie kolegi Czecha założyłem konto internetowe u czeskiego przewoźnika. Tam wszystko fajnie opisane ale z biletami to zonk. Bezpośrednio nie ma już. Jak to możliwe ja syn kolejarzy operatorów towarowo-przewozowych nie znajdę biletów???Jaki ze mnie organizator.  Był 25 lipca. Do wyjazdu pozostawało 10 dni. Awaryjnie pogadałem, że znajomymi firmami transportowymi aby nas ewakuowali z Budapesztu w niedzielę 8-go sierpnia z rana. Choć ludzie by mnie zjedli, że wracamy busem, ale plan awaryjny musiał być.

W końcu gdy tak po raz enty ślęczałem po nocy na stronie czeskiego przewoźnika. Głowiłem się jak to możliwe, że nie ma biletów. Czy tyle ludzi jeździ czy tylko mała pula jest dla obcokrajowców? Myślę, cóż może z przesiadkami lub na raty. Kliknąłem hipotetycznie i trafiłem. Okazało się, że biletów nie ma bo ludzie gdzieś po drodze wysiadają. Przecież wszyscy nie jada nagle do Budy i Pesztu. To była słuszna idea. Jeden pociąg, ten sam wagon a na podglądzie widać, że w miejsca  zwalniają się. Przeklikałem kilka połączeń i udało się. Zatem kupiłem przez Internet bilety na ten sam pociąg ten sam wagon ba na te same miejsca. Może to zakręcone ale to wyglądałoby tak, że jadę tym samym pociągiem z Warszawy do Białej Podlaskiej i kupuje bilet do Siedlec a z Siedlec kupuję kolejny do Białej Podlaskiej. Udało się. Trochę drożej ale wyszło. 27 -go lipca bilety były w ręku.

Dwa dni przed wypadły dwie osoby. Nie pojadą coś się stało. Szukali zastępstwa i nie znaleźli. Tak się dobrze złożyło, że pojechał mój asystent student turystyki będący na praktykach i tata. 

Dobra przed wyjazdem dogadałem, że przewodnikiem wszystkie sprawy. Większość  osób z grupy miała szczepienia jedna bodajże osoba test robiła. Węgry to zielona strefa i nie było obawy. Powiadomienia o wyjeździe słałem smsami. W wieczór przed emocje wyjazdu udzielały się. Pakowanie, kompletowanie i wybieranie się. Rano jeszcze załadowanie wkładów do lodówki i układanie prowiantu. Zerwałem się przed 5tą. Parę osób jechało ode mnie to zabrałem się. Po paru km zacząłem gorączkowo myśleć czy zabrałem teczkę z dokumentami na wyjazd. Zatrzymujemy się i sprawdzam w bagażniku w plecaki uf… jest teczka. Na dworcu już część była i czekała. 6:30 byliśmy prawie w komplecie. Jedna osoba 2 minuty tylko się spóźniła a jeszcze jedna miała wsiąść po drodze. Sprawdziłem listę obecności.

Na peronie sporo ludzi się tłoczyło. Nasz wagon był w środku. Atmosfera wyjazdu udzielała się każdemu. Pociąg Czeskie Drahy dziarsko wjechał na peron. Zajęliśmy szybko miejsca i delektowaliśmy się jazdą. Można było swobodnie pospacerować co jakiś czas. Nawiązywały się znajomości i budowały relacje. Ożywione dyskusje, rozmowy i prorokowanie jak będzie trwało przez całą podróż. Wagony były czyste a toaleta często oblegana. Lepiej to niż w autokarze i szybciej.

Pociąg zasuwał nawet momentami 160 km/h. Szybko była Warszawa, dalej Opoczno. Włoszczowa, Zawiercie, Katowice

i Chałupki. Na pierwszej stacji w Czechach w Bohuminie palacze mieli labę bo mogli wyjść i zapalić. Tutaj przestawiano wagony i było trochę przerwy.  

Dalej przez Czechy Słowację dotarliśmy z opóźnieniem 28 minut do Budapesztu. W pociągu konduktor czeski raz zwrócił uwagą aby maski założyć a potem wtórował mu konduktor słowacki. Więcej nikt nic nie sprawdzał. Same bilety to sprawdzano szybko bez wczytywania się. 

Na miejscu sporo policji przy peronie co jest? Pytamy o biletomaty. Metro którym mieliśmy jechać było w remoncie. Czekała nas komunikacja zastępcza. Kupiliśmy bilety dobowe 3300 forintów za bilet którym może jeździć do 5 osób razem. Bardzo dobra opcja i lepsza od karty budapesztańskiej, która okazała się dla nas mało ekonomiczna.

W końcu wsiadamy w autobus zastępujący metro M3 byłą to niebieska strzała nr 9. 

Jedziemy ponad 30 minut przez wszystkie stacje remontowanego metra. Na dworze już szaróka i światła oświetlają miasto. W oczach wielu osób zaciekawienie i zainteresowanie  Po drodze mijamy miejscowy stadion gdzie Fenervacos grał ze Slawią Praga (Wygrał 2-0) i stąd tyle policji w mieście. Następnie docieramy do końca. Tutaj wieczorem mało widać a wszystko przez remont zostało pozmieniane. Drogi poblobkowane. Wychodzimy do ulicy a przed nami ściana z szyby. Trzeba jakoś kombinować inaczej. Pytamy miejscowych. Szukamy w google maps. Wszak mamy blisko do hotelu ale z tobołami człapać o 21-ej to tak średnio po całym dniu podróży. W końcu po telefonie do przewodniczki i rozmowie z miejscowym dostawca jedzenia udało nam się dotrzeć do przystanku autobusu 151. Zaczął padać deszcz. Wśród grupy zniecierpliwienie.  Cóż kolacja im to wynagrodzi. Po 18 minutach przyjeżdża autobus wsiadamy i dojeżdżam w pobliże hotelu. Obiekt jak obiekt ma 3 gwiazdki ale one z roku na rok bardzo marnieją. Jakoś trzeba będzie przeżyć te 4 noce.



 Zostawiamy walizki i ruszamy na kolację. W pięknie stylizowanej restauracji Zila Vendéglő, 20,30 – 21 przy ul. Gergely 4 w  X dzielnicy otrzymujemy ucztę dla podniebienia. Te zamieszania na stacji zostały wynagrodzone. Oczywiście gulasz z kociołka na pierwsze mimo, że było grubo po 21 i do tego chleb, woda i do wyboru piwo lub wino. Na drugie ich mięso z ziemniakami i bogaty pakiet surówek z kapusty, sałaty i ostre papryczki. Polecam http://www.zilavendeglo.hu  Smakowało wybornie i było tego dużo.

Wracamy do hotelu. Tu zaskoczenie bo Pan kluczy nie chce dąać póki nie zostanie wszystko uregulowane.  W końcu po zapisie na kartce mamy przydział pokoi i klucz oraz pilot na pokój. Warunki jak warunki na 3 gwiazdki w porównaniu do Wilna czy Pragi to marnie wypadają ale lodówka była, osobna łazienka i łóżka nie piętrowe. 


Tylko położyłem torbę i telefon od jednej z uczestniczek. W jednym pokoi woda była zimna. Trzeba było sprawdzić. Owszem i zimna i czerwona.  Zaalarmowałem na recepcji i szybko zamieniono pokój.
Dla potrzebujących na dole był barek a raczej lodówka z napojami, którą obsługiwał recepcjonista. Dalej była restauracja w której jedliśmy  śniadania Mi smakowały były ichniejsze parówki, codziennie inna surówka, pieczywo, wędliny, sery, płatki, soki, ekspres do kawy. Nie było źle.

Z rana po śniadaniu ruszaliśmy w miasto zwiedzać Budę z przewodniczką. Niestety tej która miała być nie było dała nam zastępstwo. Mieliśmy słuchawki i nadajniki co ułatwiało zwiedzanie. Pierwszego dnia padało trochę. Parasole i płaszcze foliowe towarzyszyły nam do momentu wejścia na statek. Z autobusu 9 do tramwaju 49 i na Budę. Wysiedliśmy koło hotelu Gelerta.  Deszcz nadal siąpił. Mieliśmy widok na Dunaj i most zielony tzw. most wolności. Zrobiliśmy Wzgórze Zamkowe Baszty Rybackie, Kościół Macieja, kawiarnię Sissi, najstarszy budynek Budapesztu – Dom pod Czerwonym Jeżem, Pałac Budański, Pałac Prezydencki i Ruswurm – nastrasza cukiernia stolicy – kawa, kremówki (Sissi). Warto podkreślić piękne widoki na Peszt i na Dunaj. Mieliśmy okazję popłynąć statkiem po tej rzece. Niestety wszędzie ceny poszły w górę a Węgrzy u których korzystaliśmy z usług nie byli skłonni do wydawania faktur i doliczania do podstawowych cen 27% VAT. Cóż co kraj to obyczaj. Statek po Dunaju był elegancki i rejs godzinny szybko zleciał. Uczestnicy mieli okazję zobaczyć miasto z wody.





























Po pływaniu udaliśmy się na obiadokolację do restauracji. Bécsiszelet przy Bécsiszelet Kisvendéglő Budapest, Pozsonyi út 14. Niestety nie było to tak dobre jak kolacja po przyjeździe. Jakoś zjedliśmy. Jakoś jedzenia słaba a ceny wywindowane. Wracamy do hotelu przemierzając miasto i oglądając za okna autobusu Budapeszt. Jest różny od pięknego w centrum po zaniedbane brudne ulice i domy dalej od centrum. Wieczorem wybraliśmy się na zwiedzanie miasta. Pojechaliśmy do Budy i z tamtej strony podziwialiśmy nabrzeże wędrując uliczkami.

Kolejnego dnia z rana śniadanie i w drogę na Peszt. Pojechaliśmy najstarszą linią metra na Plac Bohaterów, Vajdahunyad vára, Andrássy út, Opera, Lasek Miejski. Potem udaliśmy się okolice Bazyliki Św. Stefana gdzie były lody – róże - atrakcja Budapestu. Bazylikę zrobiliśmy wewnątrz i dalej spacerkiem udliśmy się w okolice Parlamentu. Przeszliśmy przez ul. Váci – najbardziej znany pasaż Budapesztu Plac Vörösmarty. 


























Zakończenie zwiedzania dziennego było na Hali Targowej. To najstarszy i największy 3 poziomowy rynek zbudowany pod koniec XIX wieku przez paryską firmę Eifla, gdzie można było zakupić pamiątki m.in. paprykę, wino, magnesy.


Posiłek mieliśmy w Pipa Vendéglő, Pipa u. 2b, 1093 co nas bardzo zaskoczyło to obsługa, wystój i jedzeni. Pyszne. Po obiedzie udaliśmy się na Wyspę Świętej Małgorzaty na termy.  Rewelacja. Woda ciepła i zimna, zjeżdżalnie, baseny termalne, sauny coś rewelacyjnego i w przystępnej cenie. Wieczorem jak zawsze zwiedzanie po zmroku. Tym razem wyspa świętej Małgorzaty i okolice parlamentu ze słynną przejażdżką tramwajem nr 2 wzdłuż Dunaju.

W sobotę ruszyliśmy na Szentendre piękne urokliwe miasteczko 20 km od Budapesztu. Zachwycają zaułki, muzeum marcepanu, skwer na Dunajem i lagosz tradycyjny węgierski placek. Niech poniższe zdjęcia mówią zamiast słowa pisanego.



























Po powrocie posiłek w nieszczęsnej restauracji, gdzie suchy kotlet dopełniła woda z kranu. Pani przy mnie na żywca lała wodę. Mówię jej, że to chlor aby dodała lodu lub cytryny. Rachunek był spory a jakoś marna.


Wjechaliśmy jeszcze na wzgórze Gelerta, które przy atakowaliśmy wieczorem.


Miasto po zmroku prezentuje się wybornie. Blask świateł odbity od tafli Dunaju robi wrażenie z każdej strony.  



Z pamiątek i zakupów to najczęściej brało się wino tokaj, paprykę, pasty, magnezy. Ceny były różne i różniste.


W niedzielę nastąpił czas powrotu,. Tutaj były numery. Biletów na kolejkę która jechała szybciej niż autobus nie jak nie szło kupić ani w sobotę ani przed wyjazdem w niedzielę z rana. Ostatecznie pojechaliśmy autobusem spod hotelu 151 jeden przystanek i potem 9. Na dworcu wsiedliśmy do wagonu i zaczęło się. Zaczęli odczepiać nasz wagon nr 350, który miał jechać o Terespola. Po wielu wyjaśnieniach od strony konduktorów wpakowali nas do innego wagonu. Stale ktoś przychodził z biletem ze mamy jego miejsce. Zawsze jest zamieszanie z tymi Węgrami. Biletów nasprzedawali sporo. Polacy swoje, Czesi swoje a Węgrzy swoje. Czeski film bo to czeskie Drahy. Potem, w Bohuminie w Czechach wsiaa polska załoga to czekaliśmy na wagony z Pragi. W tym czasie można było kupić kawę i kanapkę.  Miejsc było coraz mniej i robiła się nerwówka. Polscy konduktorzy tez się stresowali i obiecali, że w Katowicach dostawią wagon. Tak zrobili ale było nerwowo.  Pocieszające było to, że w Katowicach dostaliśmy zrzut w postaci 2 pizz od siostry kolegi. Trochę drzemaliśmy, wspominaliśmy i analizowaliśmy wyjazd. Dotarliśmy do Białej Podlaskiej z 30 minutowym opóźnieniem.

Wyprawa pełna wrażeń, niesamowitych widoków i momentami zmieszania dobiegła końca. Wracam 8-12 września do Budapesztu. Są jeszcze wolne miejsca. Mankamentem na pewno jest waluta. Forintów ciężko u nas kupić a przelicznik w euro mało się opłaca przy organizacji wyjazdu. Podobnie z zakupami. Węgrzy za 1 Euro niekiedy liczą nie 360 forintów a …200. Płatność kartą nie ma problemu ale liczą do usług 27% niż uzgadniane.  Ponadto wypłaty z bankomatów większych kwot na usług zżera prowizja.

Na koniec dodam, że grupa 20 osób była bardzo zdyscyplinowana i nie było problemów.